sobota, 17 października 2015

Moje historie #12 - Szkolna sympatia

Hej! Jak co sobotę, dzisiaj znowu będziecie mieli możliwość przeczytania najnowszego opowiadania. Tym razem coś w klimatach nieszczęśliwej miłości i tego typu spraw. Co ciekawe, pierwotnie miała być to bardzo pikantna historia o wielkiej miłości, ale tylko w łóżku. Jednak zdecydowałem się, że póki co nie będę nic takiego pisał. Chyba, że bardzo chcecie to wtedy dajcie znać w komentarzu. Jestem bardzo zaskoczony, bo poprzednia historia osiągnęła rekordowy wynik, jeżeli chodzi o wyświetlenia. 245 wyświetleń... Jak na ten blog to jest niesamowity wynik. Dla porównania - drugi najczęściej czytany post ma 106 wyświetleń. Fajnie byłoby też widzieć jakieś komentarze pod postami. Także teraz padnie tradycyjna formułka. Zapraszam do czytania, komentowania i udostępniania!

Kim jestem? Sam nie wiem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem. Cała historia miała miejsce kilkanaście lat temu. Miałem wtedy 18 lat. Zaczęliśmy nowy rok szkolny... Jak zwykle bardzo byliśmy ciekaw, jak będą wyglądały pierwsze klasy w naszym liceum. Tak właściwie to bardziej skupialiśmy się na licealistkach. Ten rocznik był w moich oczach bardzo owocny... Rude, blondynki, szatynki, brunetki, niebiesko-, zielono-, brązowookie, wysokie, niskie i bardzo mało było "pączusiów". Jednym słowem, były bardzo kuszące. Tak by pomyślało większość 18-latków. Nie ja... Nie widziałem w nich nic ciekawego, oprócz jednej dziewczyny. Od początku zwróciła moją uwagę. Była znacznie niższa od reszty koleżanek. Po jej zachowaniu można było wywnioskować, że jest nieśmiała. Dość duże okulary dodawały uroku przepięknej twarzyczki. Ona była tak... Naturalna. Zupełnie inna niż reszta wymalowanych lasek. Ona była jak anioł. Tak sobie wtedy pomyślałem. Jednak zważywszy na mój mało atrakcyjny wygląd wiedziałem, że to nie jest moja liga. Wróciłem do domu i chyba dwie godziny szukałem jej na FaceBook'u... Bezskutecznie. Przez kilka najbliższych dni nic się nie działo. Nasza szkoła była dość duża przez co nie udało mi się nawet jej zobaczyć. Przez chwilę nawet pomyślałem, że ten "anioł" był moją imaginacją. Nic bardziej mylnego...

Minął tydzień. Schodziłem po schodach na parter szkoły i szedłem za taką jedną dziewczyną. Rzuciał mi się w oczy z jednego powodu. Jej plecaka. Ja jako wierny fan FC Barcelony zauważył torbę z herbem i w barwach znienawidzonego przeze mnie Realu Madryt. Moja pierwsza myśl? Zrzucę ją ze schodów, ale opanowałem się, bo była ona drobna i każdy ma prawo popełniać błędy. Odpuściłem. Jednak chciałem zobaczyć twarz tej dziewczyny, aby ją omijać, żeby nic jej nie zrobić. Zeszli ze schodów, ja ją wyprzedziłem i się odwróciłem. Moim oczom ukazała się twarz anioła! Ta sama twarz, którą widziałem na rozpoczęciu roku szkolnego. Tylko tym razem na twarzy miała wymalowane zakłopotanie, bo chyba nie wiedziała, gdzie teraz ma lekcje. Ja cały czas szedłem do przodu, ale patrzyłem za siebie jej twarz. Już chciałem się odwrócić i jej pomóc, ale jakiś chłopak to zrobił. Ona się uśmiechnęła do niego... To było... Niesamowite i jednocześnie tak rozczarowujące. Uśmiech przepiękny. W życiu nie widziałem, aby jakaś dziewczyna miała tak piękna twarz, razem z uśmiechem. Jej uśmiech rozpromieniał całe patio. Tak jakby latarnia morska rzucała blask na czarne, nadmorskie niebo. Dlaczego to było takie rozczarowujące? Bo ten chłopak był przystojniejszy ode mnie i byłem pewien, że on się jej spodoba. I pierwszy raz zwróciłem uwagi mojego anioła. Idąc korytarzem wpadłem na nauczycielką, która niosła kawę. Zupełnie jej nie widziałem, bo się skupiłem na tamtej dziewczynie. Jedno szczęście, że ta wrząca kawa nikogo nie oparzyła. Chociaż, jak tak sobie myślę to szkoda, że ja nie zostałem nią oblany. Może wtedy nawet by do mnie podeszła?

Mijały kolejne tygodnie. Miałem plan... Wielki plan. Studniówka się zbliżała, więc postanowiłem zaprosić ją na nią. Jednak wcześniej musiałem porozmawiać, napisać czy cokolwiek. Terminy zwlekały. Zostałem sam... Tylko ja jeszcze nie podałem swojej partnerki na studniówkę. Mimo, że codziennie mijałem mojego anioła to nie miałem odwagi czegokolwiek z siebie wykrztusić. Czasem miałem wrażenie, że spoglądała na mnie i się dyskretnie uśmiechała, ale okazywało się, że za mną stał jej kolega. Czy, aby na pewno kolega? A może już przyjaciel? Chłopak? To było straszne. Najgorsze było to, że z mojej klasy nikt nie wiedział jak się nazywa. Co zrobiłem? Zacząłem szukać na fejsie jej znajomych z klasy. Znałem jedną osobę, ale nie mogłem zdradzić, że zabujałem się w tej dziewczynie. Dlatego poprzez fejsa zacząłem jej szukać. Udało się... Było bardzo ciężko. Jej imię Marysia. Takie piękne, takie czyste, takie niewinne... Miałem dużo obaw, ale jako, że czas mnie zmuszał do działania to zaprosiłem ją do znajomych. Co minutę odświeżałem i tylko czekałem aż przyjmie to zaproszenie. Jednak było zupełnie inaczej...

Marysia: Znamy się?

Ja: No, ja Ciebie kojarzę ze szkoły :3

Marysia: Yhym, ja Ciebie nie bardzo.

Ja: W sumie to całkiem możliwe...

Marysia: Okej?

Marysia: Z której klasy jesteś? :/

Ja: Ja jestem z 3a :D

Marysia: serio nie kojarzę ;/

Ja: Pewnie dlatego, że jestem raczej introwertykiem :D

Marysia: możliwe xd

Ja: No właśnie. XD

Marysia: ;)


I co? Co ja miałem zrobić po tej rozmowie? Podejść do niej na przerwie i zapytać się o to, czy pójdzie ze mną na studniówkę? Przecież ona nawet mnie nie zna... To tak samo jakbym był nikim dla osoby, na której mi zależy. Mój anioł właśnie wyjął mi serce i je rozgniótł własnymi rękoma. Nie mogłem się otrząsnąć. Pomyślicie, że to błahy powód... Jednak nie dla mnie. Skoro to był anioł to liczyłem na jakiś cud. Chyba liczyłem na za dużo. Jak taka piękna osoba mogłaby w ogóle spojrzeć na kogoś takiego jak ja? JAK?! No właśnie... Zrobiłem sobie nadzieję. Nie potrzebnie... Być może ktoś z Was już przeżył coś takiego. Cholernie trudno jest się podnieść po czymś takim. Jednak musiałem. Nie było opcji. Następnego dnia poszedłem do szkoły. Mój humor dał odczuć się innym. Nie miałem ochoty na nic innego. Tak jak wcześniej chętnie wypatrywałem na korytarzu szkolnym Marysi to teraz... Nie, nie zacząłem jej unikać. Chyba tak naprawdę zacząłem jeszcze bardziej jej wypatrywać. Jednak jak tylko przechodziła obok odwracałem wzrok. Czy jest to normalne? Chyba nie... Przestałem o niej myśleć, ale mimo wszystko cały czas ją szukałem po szkole. Na każdej przerwie miałem nadzieję, że przejdzie obok mnie, abym mógł ją zobaczyć, ale jak się już pojawiała to odwracałem wzrok. Co jest ze mną, kurwa nie tak?!

Czas mijał. Postanowiłem, że pójdę na studniówkę sam. Chciałem tam tylko i wyłącznie dobrze się bawić. Zabawa minęła... Zbliżały się matury... Już byłem pogodzony z tym, że mój anioł pozostanie w moich objęciach tylko w sferze marzeń. Nigdzie więcej. Zauważyłem na asku, że Marysia zaczęła dodawać zdjęcia z jakimś chłopakiem. Czyżby znalazła sobie kogoś? Nadszedł kwiecień... Zostały dwa tygodnie do mojego końca roku szkolnego, a cztery tygodnie do matur... Coś dziwnego się stało. Siedziałem sobie na korytarzu i czytałem książkę Stephena Kinga "Misery". Jako, że oceny były już wystawione to miałem tak zwany luz. Wczytałem się w ten cudowny horror i nagle ktoś mi zasłonił światło. Podniosłem głowę. Miałem już zamiar powiedzieć, żeby ta osoba się odsunęła, ale tego się nie spodziewałem. To była Marysia, która patrzyła się na mnie. Pierwszy raz spojrzeliśmy sobie w oczy. Moje serce zaczęła momentalnie szybciej bić. Chwilę na siebie patrzymy i na jej twarzy pojawia się to światło. Najpiękniejszy obrazek w moim życiu. Jeszcze go wspominam. Tego uśmiechu nigdy nie zapomnę. To było piękniejsze niż pole pełne różnokolorowych tulipanów. Chciałem coś powiedzieć... Coś? Właściwie to wszystko, co czuję, ale zaparło mi dech w piersiach. Ona otworzyła swoje usta z taką swobodą...
- Wojtek? Dobrze pamiętam? - zapytała.
- Ta-ak - zająknąłem się.
- Od kiedy do mnie napisałeś, widzę jak na mnie patrzeć. Mam wrażenie, że chyba złamałam Ci serce. Nieumyślnie...
- Nie, nie - przerwałem.
- Wiem, że się pewnie we mnie kochasz. Bardzo mi miło z tego powodu. Czuję się z tym faktem bardzo fajnie. Myślę, że moglibyśmy razem spróbować, co?
- Yyyyyy... - nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
- Nie musisz mi odpowiadać. Po prostu spotkajmy się jutro o 19:00 na szkolnym boisku. Co ty na to? - zapytała.
- Okej - dość flegmatycznie odpowiedziałem.
- A zatem ustalone - schyliła się do mnie. Spojrzałem w dość głęboki dekolt. Tam też wyglądała anielsko. Jednak dość niespodziewanie otrzymałem buziaka w policzek. Ja się zaczerwieniłem, a ona odeszła. Zadzwonił dzwonek na lekcje, a ja dalej siedziałem na korytarzu. Po jakiś 20 minutach ocknąłem się i cały w skowronkach po prostu poszedłem do domu. Nie liczyła się w tej chwili szkoła.

Nadszedł ten dzień. 9 kwiecień... Zapamiętam ten dzień doskonale... Mimo, że to był piątek to nie miałem zamiaru iść do szkoły. Od rana myślałem, co ubrać, aby jak najlepiej wypaść przed Marysią. W tym momencie przekonałem się na własnej skórze, co dziewczyny czują przed randką. Im bliżej było godziny x, jak ją nazwałem, tym bardziej miałem ochotę zostać w domu... To uczucie, kiedy stres przejmuje nad Tobą kontrolę i przestajesz racjonalnie myśleć. Tak dobrze to poznałem w tamtym momencie. Ku mojej rozpaczy, zegar nie stanął w miejscu i nadszedł czas, aby wyjść. Ja ubrałem się w najlepsze ubrania jakie miałem. Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem najpiękniejszą różę, jaką mieli. Moja nieśmiałość znowu wzięła górę. Postanowiłem nie iść od razu na boisku. Schowałem się za drzewem i poczekałem aż ona przyjdzie. Jest! Oszałamiający widok. Nogi mi się same ugięły. Przepiękna turkusowa sukienka. Bardzo krótka, która podkreślała piękne nogi tej boskiej istoty. Sukienka była na tyle obcisła, że świetnie podkreślała wcześniej nie zauważane przeze mnie jej piersi. Już chciałem wychodzić, ale nagle ktoś do niej podszedł. Trochę się zdziwiłem... Był to mój kolega z klasy, Fabian.
- Nie ma jeszcze tego frajera? Wykręcimy mu taki numer, że zapamięta nas i tą szkołę do końca życia. Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Że on naprawdę za Tobą szaleje...

Nie byłem głupi i od razu wiedziałem, że Fabian chce mnie wkręcić. Pamiętacie co czułem wtedy, gdy moje serce zostało rozgniecione jednym zdaniem - "serio nie kojarzę"? To w tej chwili ogarnęła mnie wściekłość. Fabian się schował, a ja wyszedłem z ukrycia. Bardzo szybkim krokiem podszedłem do Marysi i pomyślałem sobie, że albo teraz albo nigdy. Złapałem ją za barki i obdarowałem pocałunkiem. Na początku się zdziwiła, ale chyba jej się to spodobało. Kontynuowaliśmy nasz namiętny pocałunkiem. Trwał on kilkanaście sekund. Jak już moje usta przestały łączyć się z jej to wiedziałem, że jestem spełniony. To było niesamowite uczucie i wyraźnie widziałem, że Marysia też to czuła, ale ja się zapytałem:
- Nie wiem, co chcieliście mi zrobić. Ty i Fabian, ale mam was w tej chwili w dupie. Kocham Cię Marysia, ale mam to w dupie. Miliony nastolatków ma swoje niespełniony szkolne miłości. Myślisz, że się załamię? Nie. Jestem silny i to ty będziesz żałowała, że jedyne o co ci chodziło to wykorzystanie mnie... Byłaś moim aniołem, od pierwszego dnia jak się zjawiłaś w tej szkole. Aniołem, w sensie, że tak piękna niczym anioł... Twój uśmiech, niesamowity. Jednak nie mam zamiaru przed Tobą się płaszczyć, kiedy ty na to wszystko masz wylane... Żegnajcie. Mam szczęście, że kończę tą szkołę i nie będę musiał już was oglądać -  wypowiedziałem wszystko, co myślałem. Poczułem się w pełni uradowany, że udało mi się wyrazić moje uczucia. Zobaczyłem, że moje słowa poruszyły Marysią. Ona podeszła do mnie, przytuliła się  i powiedziała na ucho:
- Przepraszam Wojtuś. To nie tak miało być - nie wierzyłem jej, bo mój zawód był ogromny. Ona jeszcze próbowała mnie pocałować. Nic z tego. Odepchnąłem ją i pobiegłem. Dobrze, że nikt mnie nie widział, bo co by sobie pomyśleli na widok biegnącego, zapłakanego 19-latka. Co miałem w tamtej chwili w głowie? Jedną myśl. Iść na most i skoczyć. Stanął na krawędzi. Była godzina 20:00 i jakimś cudem nikt nie przechodził w pobliżu. Stałem tam sam-na-sam z moimi myślami. To była najtrudniejsza walka w moim życiu. Chciałem skoczyć. Byłem zdecydowany. Puściłem się lin podtrzymujących ten most. Wyobrażałem sobie, co zaraz się stanie jak skoczę z mostu w prawie całkowicie wyschniętą rzekę. Nie było szans na przeżycie. Skaczę! Nagle czuję jak coś mnie zatrzymuje. To nie był żaden człowiek. Po prostu nie potrafiłem postawić jednego kroku dalej. Czyżby to strach mnie sparaliżował?

Nagle usłyszałem zza pleców nieśmiałe:
- C-co ty robisz? - odwróciłem się, a tam stała Weronika. Dziewczyna, która chodziła do tej samej szkoły, rok młodsza. Nigdy jej specjalnie nie zauważałem. Była bardzo ładna, ale nie mam pojęcia czemu mnie nie zainteresowała.
- Odsuń się. Żegnaj Wera... Kończę z tym - odburknąłem.
- Znasz moje imię... Nie rób tego Wojtuś, jest tutaj ktoś kto Cie kocha. Tak... Postanowiłam dzisiaj Ci to powiedzieć, ale nie zastałam Cię w domu. Totalny przypadek sprawił, że tutaj się widzimy. Proszę Cię... Zejdź z barierek - powiedziała prawie płacząc. Chciałem już skakać, ale pomyślałem sobie, że to jest identyczna sytuacja jak ze mną i Marysią. Tylko, że to ja jestem obiektem westchnień. Nie dowierzałem, ale w tym momencie w moim sercu narodziło się coś niesamowitego. Wielka miłość! Razem poszliśmy do mojego domu. Całą drogę opowiadaliśmy swoje historie trzymają się za rękę. I nadal trzymamy się za ręce. Minęło prawie 20 lat od tamtych wydarzeń, a my kochamy się nie mniej niż tego pamiętnego 9 kwietnia... Mamy trójkę dzieciaczków. Co się dzieje z Fabianem i Marysią? Wiem, że Marysia wyjechała do Niemiec. Co do Fabiana to nie mam pojęcia. Tak wygląda moja historia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz